Wersja z 2018-05-19

Grzegorz Jagodziński

Po co się uczyć?

Wielu ludzi zarzuca dziś systemowi szkolnemu, że zmusza uczniów do poznawania rzeczy zupełnie im nieprzydatnych, ograniczając kształcenie umiejętności rzeczywiście niezbędnych we współczesnym świecie. Uwagi takie dotyczą na przykład matematyki. Po co komuś jakieś delty i w ogóle równania kwadratowe? Po co odnajdywanie długości przeciwprostokątnej? A nawet po co wkuwać na pamięć tabliczkę mnożenia? Przecież nigdy w życiu nie będzie potrzeby, by wykonywać na kartce jakiekolwiek obliczenia! W sytuacji nagłej wystarczy sięgnąć do kieszeni i uruchomić kalkulator w smartfonie.

Niestety, sprawa nie wygląda wcale tak prosto, jakby chcieli widzieć to niektórzy stale z czegoś niezadowoleni malkontenci i mający o wszystko pretensje roszczeniowi uczniowie, którym po prostu nie chce się uczyć, a od rozwiązywania zadań wolą pograć z kolegami przez Sieć albo pohulać i upić się na imprezie. Jeśli człowiek chce być w czymś dobry, jeśli chce sobie radzić, musi kształcić nie tylko umiejętności bezpośrednio związane z tym, co robi, ale także inne, pozornie do niczego nieprzydatne. Właśnie dlatego mistrzowie narciarskich skoków ćwiczą także przysiady i bieganie, a piłkarze, zamiast trenować do perfekcji wykonywanie stałych fragmentów gry, poddają swoje ciało torturom zupełnie niezwiązanym z grą w piłkę. Co prawda od tego technika ich gry się nie poprawi, ciało zyska jednak wytrzymałość, dzięki której zachowają wysoką aktywność na boisku do samego końca meczu i mimo zmęczenia będą w stanie w ostatniej minucie wykonać celny strzał na bramkę, przesądzający o wyniku spotkania.

Dokładnie tak samo jest z nauką matematyki i innych szkolnych przedmiotów, zawierających mnóstwo „nieżyciowych” treści, z pozoru do niczego nieprzydatnych. Młody człowiek postawiony przed oderwanymi od rzeczywistości problemami zmuszony jest bowiem do ich rozwiązywania, często w nieszablonowy sposób. Dzięki temu jego umysł zyskuje sprawność analogiczną do sprawności ciała sportowca. Później w życiu taki pilny uczeń poradzi sobie z czekającymi go trudnościami – po prostu dzięki szkolnym torturom jego umysł będzie na tyle lotny, by na poczekaniu wymyślić dobre rozwiązanie. Choć do tego nie przydadzą się logarytmy ani sinusy, to jednak właśnie one pomogły ukształtować umysł tak, by poradził sobie z kłopotami, których doświadczył jego właściciel.

Szkoła ma zatem za zadanie nie tylko dostarczać encyklopedycznej wiedzy i elementarnych umiejętności takich jak czytanie czy rachowanie do dziesięciu, ale także odpowiada za cały rozwój intelektualny uczniów. Książkowa wiedza jest treningiem dla mózgu. Zdawano sobie z tego już bardzo dawno temu. Na przykład w starożytnych Indiach młodzi ludzie wkuwali na pamięć tysiące stron świętych ksiąg, który był kompletnie nieprzydatny w życiu. Jednak zmuszanie umysłu do zapamiętywania niewyobrażalnie (dla nas) długich partii tekstu wzmacniało umiejętność łatwego zapamiętywania także innych rzeczy, a to już pomagało w ciągu całego życia, bo zapamiętywanie i przetwarzanie danych są jednak podstawą ludzkiego intelektu. Dziś mamy nieco przyjemniejsze metody kształcenia umysłów młodych ludzi, nie ma więc naprawdę powodu do utyskiwań.

Jest też drugi powód, dla którego warto się uczyć, warto doskonalić już zdobyte umiejętności i warto zdobywać nowe. Otóż ludzki umysł funkcjonuje poprawnie tylko wówczas, gdy docierają do niego coraz to nowe bodźce. Nie bez powodu mówi się, że rutyna nas zabija. Prawdą jest też, że gdy raz ktoś obudził w sobie głód wiedzy, będzie ciągle chciał poznawać nieznane rzeczy i doświadczać czegoś nowego, nawet jeśli miałoby to być tylko sztuką dla sztuki. Ludzie pozbawieni takiej potrzeby nie są szczęśliwi: szybko wchodzą w tryby szarej rzeczywistości, nudzą się i męczą codziennością. Niektórzy wrodzoną potrzebę zróżnicowanych doznań starają się zaspokoić, ulegając różnym nałogom. Tymczasem ci, którzy dali się porwać poznawczemu pędowi, nie nudzą się nigdy, stale znajdują wokół siebie coś, co jest ich w stanie zaciekawić i pociągnąć. Inaczej mówiąc, wiedza, nawet ta całkiem zdawałoby się oderwana od życia, czyni nas szczęśliwymi, a do tego dostarcza umysłowi bodźców niezbędnych do tego, by utrzymać go w sprawności.

I na koniec powód najważniejszy. Otóż wiedza, nawet ta bardzo mało przydatna w codziennej praktyce, kształtuje nasz obraz świata, rozwija krytycyzm, przywraca równowagę między emocjami a logicznym myśleniem, która naprawdę ułatwia życie i chroni przed wieloma nieszczęściami. Wytrenowane szkolną nauką umysły, zaopatrzone w solidną wiedzę o świecie, pozwalają w późniejszym życiu stać się odkrywcą, wynalazcą, racjonalizatorem, a nawet twórcą, artystą, często w dziedzinach zupełnie różnych od tych szkolnych. Za to ci, którzy nie przykładali się do nauki lub z lenistwa sami sobie przypięli etykietkę „humanisty” rzekomo niezdolnego do opanowania umiejętności bardziej zaawansowanych niż rachowanie do dziesięciu, zostają często później typowymi kołtunami gardzącymi nauką i krytykującymi ją publicznie, choć jednocześnie jakoś nie napawa ich odrazą korzystanie z jej osiągnięć, takich jak internet, komputer czy nowoczesny telefon.

Bunt przeciwko szkole prowadzi do osiągnięcia niedostatecznego poziomu edukacji, która z kolei sprawia, że ludzie zaczynają akceptować różne ekstremalne pomysły stworzone przez podobnych sobie ignorantów, i często potem bronią ich wszelkimi znanymi im sposobami. Mimowolnie stają się misjonarzami swoich urojeń. Sami zaczepiają ludzi myślących i próbują wszczynać z nimi dyskusje, które szybko przeradzają się w pieniackie burdy, w których prezentują tupet i brak jakiegokolwiek krytycyzmu. Zamiast rzeczowych argumentów wolą odwoływać się do rzekomo ważnych idei społecznych, atakować personalnie swoich adwersarzy i próbować ich zakrzyczeć. A gdy ktoś im wytknie, że nie mają rzeczowych podstaw, by w ogóle się wypowiadać na dany temat, odpowiadają, że adwersarz traktuje ich z góry, obraża i atakuje personalnie.

Ludzie niewykształceni, którzy lekceważyli naukę szkolną lub nie umieli wyciągnąć z niej właściwych wniosków, opierają później swoje poglądy na opiniach pasujących do ich zaściankowego spojrzenia na świat, pełnego przesądów, mitów, plotek, fobii i pogardy dla wiedzy. Gdy osoba rzeczywiście znająca się na rzeczy słusznie wytyka im nieuctwo (co nie jest żadnym atakiem personalnym, a raczej diagnozą ich intelektualnego poziomu), odpowiadają często niewspółmierną agresją. Gdy kończą się silne argumenty, albo gdy ich nigdy nie było, pozostaje argument siły. Tymczasem uczciwy człowiek, nie mając dostatecznej wiedzy, poszedłby się doszkolić, a nie kłócił z kimś, kto wie więcej od niego. A złapany na brakach w edukacji

Poniżej omówimy najważniejsze idee ulubione przez rzekomych piewców „alternatywnego” spojrzenia na świat, w rzeczywistości zaś niewykształconych pieniaczy, przeciwnych nauce.

  1. Ziemia jest płaska (w innej wersji: wklęsła)
  2. Szczepienia ochronne są szkodliwe (powodują autyzm)
  3. Produkty uzyskiwane z GMO wywołują raka (lub są szkodliwe w inny sposób)
  4. Żywność kupowana w hipermarketach jest niezdrowa, bo zawiera samą chemię
  5. Homeopatia jest właściwym i zalecanym sposobem kuracji
  6. Leki pochodzenia naturalnego są lepsze od sztucznie wyprodukowanych
  7. Ludzie nigdy nie byli na Księżycu
  8. Globalne ocieplenie to mit wymyślony przez ekoterrorystów
  9. Jesteśmy podtruwani substancjami rozpylanymi w atmosferze, tworzącymi tzw. chemitrails
  10. Jedzenie mięsa nie jest zgodne z ludzką naturą
  11. Homoseksualizm to choroba, którą należy leczyć
  12. Nie ma wśród nas miejsca dla ludzi innego koloru skóry, innego wyznania lub języka
  13. Organizmy są niezmienne, a ewolucja to mit
  14. Człowiek nie pochodzi od małpy
  15. Dawno temu na świecie żyli giganci
  16. Dawno temu na świecie miał miejsce ogólnoświatowy potop
  17. Dawno temu na świecie istniały Atlantyda, Mu, Lemuria, później zatopione przez morze
  18. Ludzie żyli już w czasach dinozaurów
  19. Pierwsze cywilizacje kwitły na Ziemi już setki milionów lat temu
  20. Ludzie są produktem genetycznych manipulacji kosmitów
  21. Kosmici byli współtwórcami pierwszych ludzkich cywilizacji
  22. Kosmici są wśród nas
  23. Przed tysiącami lat istniała Wielka Lechia, starożytne polskie państwo
  24. Polacy od zawsze zamieszkują tereny między Wisłą a Odrą
  25. Religia i nauka nie są sprzeczne

1. Ziemia jest płaska (w innej wersji: wklęsła)

Kształt naszej planety jest tak oczywisty dla każdego racjonalnego człowieka wyposażonego w minimum wiedzy o świecie, że owa „hipoteza” może być uznana co najwyżej za nieudaną próbę zaprzeczenia faktom. Ludzie myślący nie mają potrzeby dowodzenia czegoś, co jest oczywiste, zatem wszelka dyskusja z „płaskoziemcami” mija się z celem. Tych, którzy poważnie traktują tego typu poglądy należy traktować jako albo skrajnie niedokształconych, albo mających zaburzenia psychiczne. Najlepszą radą jest towarzyska izolacja takich jednostek, by swoją antynaukową postawą nie zrażali innych do zdobywania wiedzy.

2. Szczepienia ochronne są szkodliwe (powodują autyzm)

Plotka o związku autyzmu ze szczepionkami to efekt opublikowania w 1998 roku wyników nierzetelnych i dawno już negatywnie zweryfikowanych badań oszusta. Gdyby „antyszczepionkowcy” zechcieli byli nie spać na lekcjach poświęconych mechanizmom obrony ludzkiego organizmu przed szkodliwymi drobnoustrojami, rozumieliby, jak działają szczepienia, i dlaczego nie są szkodliwe, a wręcz przeciwnie, i dlaczego nie mogą mieć nic wspólnego z autyzmem. Przekonanie o szkodliwości szczepień jest społecznie szkodliwe, zwłaszcza gdy to rodzice bezpodstawnie roszczą sobie prawo do niezaszczepiania dzieci. Wyrządzają tym bowiem krzywdę ludziom, którzy nie są ich własnością i o których powinni się troszczyć. Zamiast doświadczać starań o jak najlepsze warunki rozwoju, młodzi, bezbronni ludzie stają się ofiarami obłąkańczej ideologii wyrosłej z kompletnej ignorancji – czyli nie tylko braku wiedzy, ale i braku chęci jej zdobycia.

3. Produkty uzyskiwane z GMO wywołują raka (lub są szkodliwe w inny sposób)

Przekonanie tego rodzaju jest również niepokojące, bo dotyczy szerokich mas społeczeństwa, włączając wielu polityków. Świadczy o niskim poziomie wykształcenia lub bezkrytycznemu uleganiu kołtunerii. Przeciwnicy GMO często nie wiedzą nawet, co oznacza ten skrótowiec, wyjaśnijmy zatem, że chodzi o Genetycznie Modyfikowane Organizmy (źródłosłów jest angielski, ale skrótowiec da się rozwinąć także po polsku). GMO nie mogą być w żaden sposób szkodliwe, bo nie zawierają substancji innych niż te, które i tak spożywamy. A jeśli dany produkt z jakiegoś powodu szkodzi, to nie ma znaczenia, czy pochodzi z GMO czy nie, bo to jest związane z technologią jego wytwarzania, a nie z pochodzeniem.

Strach przed GMO jest spowodowany brakiem wiedzy i błędnymi wyobrażeniami na temat sposobów modyfikacji genetycznej, a może nawet niezdolnością pojęcia, że to, co powstało „naturalnie”, tj. bez ingerencji człowieka, wcale nie musi być lepsze od tego, co „sztuczne”. Osoby wszczynające krucjaty anty-GMO zwykle nie zdają sobie też zupełnie sprawy z tego, że większość spożywanego przez nas pokarmu i tak pochodzi od organizmów zmodyfikowanych. Hodowane od tysięcy lat zwierzęta i uprawiane od dawna rośliny to formy niewystępujące w naturze, często bardzo różne od swoich żyjących na swobodzie krewnych. Nie ma natomiast żadnego znaczenia, czy modyfikacja genetyczna polegała na utrwaleniu przypadkowej mutacji czy też na wprowadzeniu nowych genów metodami inżynierii genetycznej. Żaden z tych sposobów nie zwiększa na przykład zawartości substancji rakotwórczych. Jeśli odnajdujemy je w produktach uzyskiwanych z GMO, to są one również w produktach uzyskiwanych od organizmów niezmodyfikowanych w laboratoriach.

Mało to, genetyczne modyfikacje roślin uprawnych mają często na celu zwiększenie ich odporności na pasożyty i szkodniki. Dzięki temu podczas okresu wegetacji rolnik nie musi stosować tylu oprysków, co w wypadku roślin niezmodyfikowanych. W rezultacie produkty z GMO posiadają mniej środków szkodliwych dla zdrowia, dokładnie odwrotnie, niż chcieliby krzewiciele fobii anty-GMO.

Zresztą i my sami często jesteśmy GMO. Na przykład zdolność wielu dorosłych ludzi do trawienia laktozy, cukru zawartego w mleku, jest właśnie objawem takiej genetycznej manipulacji – spowodowanej co prawda przez samą naturę, ale całkiem podobnie jak robią to biotechnolodzy, tworząc GMO – przez utrwalenie nowych, wcześniej nieznanych cech organizmu.

4. Żywność kupowana w hipermarketach jest niezdrowa, bo zawiera samą chemię

Gdyby osoby, które tak uważają, zechciały przestać głosić, że są humanistami, a zamiast tego raczyły przypomnieć sobie elementarną szkolną wiedzę, to zrozumiałyby, że każdy rodzaj żywności (także ta „ekologiczna”) zawiera „chemię”. Często więcej owej „chemii” znajdziemy właśnie w produktach własnej roboty. Na przykład wędliny produkowane chałupniczo często zawierają różne substancje szkodliwe dla zdrowia, bo te dodawane są poza wszelką kontrolą, bez zachowania ścisłych reżimów technologicznych.

Poprawnie należałoby powiedzieć, że do produktów spożywczych dodaje się różne „sztuczne” składniki poprawiające smak, wygląd czy zwiększające ich trwałość, a nie żadną chemię, bo chemia to nauka przyrodnicza badająca właściwości i przemiany substancji, a nie zbiór szkodliwych środków – uczą tego w podstawówce, tylko trzeba się na tę wiedzę otworzyć.

5. Homeopatia jest właściwym i zalecanym sposobem kuracji

Typowe leki homeopatyczne otrzymuje się przez wielokrotne rozcieńczenie substancji czynnych o działaniu takim samym, jakie mają czynniki chorobotwórcze. Już sama metoda przedstawia się zatem dość podejrzanie. Zwolennicy homeopatii wierzą ponadto, że właśnie to wielokrotne rozcieńczenie powoduje, że owa substancja staje się lekiem. Tymczasem w wyniku tego rozcieńczania substancji czynniej może być tak mało, że w przyjmowanej dawce nie znajdzie się nawet jedna jej cząsteczka. Wiara w to, że działa coś, czego nie ma, albo że woda przejmuje „właściwości” substancji w niej rozpuszczonej, każe zaklasyfikować każdego wyznawcę tego poglądu jako chemicznego ignoranta, niemającego pojęcia o budowie materii.

Sama zasada leczenia podobnego podobnym nie musi być w ogólności błędna, ale już wiara w cudowną moc wielokrotnego rozcieńczania jest dowodem skrajnego antynaukowego obskurantyzmu, pokrewnego wierze w magię. Duża liczba zwolenników takiego poglądu sprawiła, że homeopatia stała się niezłym hasłem reklamowym, przyciągającym niewykształcone masy i skłaniające ich do zakupów. Nie należy się więc dziwić np. szczepionkom homeopatycznym (zwłaszcza, że wszystkie szczepionki działają w istocie na podobnej zasadzie).

6. Leki pochodzenia naturalnego są lepsze od sztucznie wyprodukowanych

Przekonanie, że to, co pochodzi z natury, jest zawsze lepsze od rzeczy wyprodukowanych przez przemysł, jest jednym z częściej występujących rezultatów rażących braków wiedzy szkolnej i nadmiernej przewagi folgowania emocjom nad podejściem racjonalnym. Źródłem takiej nieuprawnionej wiary jest też uleganie psychologii tłumu. Skoro wszyscy tak mówią, to pewnie jest to prawdą. No cóż, niekoniecznie. Najsilniejsze trucizny są właśnie pochodzenia naturalnego! Podobnie ma się rzecz z narkotykami – te otrzymywane z konopi czy maku wcale nie są mniej szkodliwe od tych wytwarzanych w laboratoriach. Zatem znów okazuje się, że „nieprzydatna” wiedza szkolna jest jednak niezbędna do prawidłowej oceny zagrożeń i w ogóle do rozumienia otaczającego świata.

7. Ludzie nigdy nie byli na Księżycu

Całkiem spora grupa ludzi wierzy (na ogół powtarzając jedynie bezmyślnie to, co usłyszeli od kogoś innego), że rząd (jaki?) knuje ciągle spiski (w jakim celu?) i ukrywa prawdę (jaką?) przed społeczeństwem, a najbardziej jaskrawym przejawem tej działalności jest sfingowanie lądowania ludzi na Księżycu. Uczciwe wypełnianie obowiązku szkolnego i aktywne przyswajanie wiedzy chroni na szczęście przed bezkrytyczną akceptacją takich pomysłów. Po pierwsze, jeśli już w ogóle podejrzewać o spiskowanie jakiś rząd, to chyba nie polski, a amerykański. Po drugie, jaki interes miałby rząd (jakikolwiek) w tak bezczelnym okłamywaniu ludzi. Każde przestępstwo ma bowiem jakiś motyw, chyba że popełnia je szaleniec. Po trzecie, o tym, że ludzie naprawdę dotarli do naszego naturalnego satelity, można w ostateczności (przy dostatecznie dużych pokładach samozaparcia) przekonać się samodzielnie, ponieważ na Księżycu pozostały ślady ludzkiej bytności możliwe do zidentyfikowania np. przy użyciu laserów.

8. Globalne ocieplenie to mit wymyślony przez ekoterrorystów

W tej wersji spisek miałyby zawiązać organizacje „ekologiczne”. W istocie ruchy „zielonych” nie mają żadnego związku z ekologią, która jest nauką o stosunkach między organizmami oraz ich środowiskiem i nie dotyczy w ogóle problemu ochrony przyrody (choć z uwagi na zakres swoich zainteresowań stanowi rzetelną podstawę dla wszelkich działań zmierzających do poprawy jakości środowiska). Globalne ocieplenie nie zostało wymyślone przez aktywistów ruchów „ekologicznych”, bo niby po co, ale jest bezdyskusyjnym wnioskiem płynącym z rzetelnych badań naukowych.

To prawda, że istnieją i tacy (nieliczni), którzy nie wierzą, by to człowiek odpowiadał za zmiany klimatu. Sceptycy okazują się jednak często lobbystami firm, które czerpią zyski z niszczenia naszej planety, zatem podstawa ich sceptycyzmu jest pozamerytoryczna i jako taka niegodna uwagi. Z drugiej strony rzetelni naukowcy nie mają powodów, by okłamywać społeczeństwo. I dlatego to oni właśnie są wiarygodni.

Zresztą objawy antropogenicznych zmian klimatycznych są już dziś widoczne dla każdego. Sam fakt istnienia negatywnych skutków gwałtu, który od dziesiątków lat zadaje przyrodzie ludzka cywilizacja, jest już oczywisty i niepodlegający dyskusji. Spierać to można się jeszcze co najwyżej o sposoby powstrzymania armagedonu, który gotujemy naszym potomkom.

9. Jesteśmy podtruwani substancjami rozpylanymi w atmosferze, tworzącymi tzw. chemitrails

Idea chemitrails to kolejna odsłona wiary w rząd spiskujący przeciwko obywatelom (raczej rząd USA niż Polski, co wyznawcom religii niebezpiecznych smug na niebie jakoś najwyraźniej nie przeszkadza). Podobno w atmosferze naszej planety rozpylane są związki chemiczne mające zapobiegać gwałtownym zjawiskom atmosferycznym, zmniejszać objawy ocieplania się klimatu, zapobiegać gradacjom szkodników roślin uprawnych albo też, w najmroczniejszej wersji, po prostu truć ludność.

Podobnie jak wszystkie inne teorie spiskowe, także i ta pozbawiona jest najmniejszego sensu, co jest oczywiste dla każdego, kto dostatecznie wytrenował swoje zdolności logicznego rozumowania w czasie nauki w szkole. Jaki interes miałby mieć rząd w podtruwaniu własnych obywateli? Po co miałby to robić? Aby później wykładać więcej środków na ochronę zdrowia? A gdyby nawet założyć, że do władzy dorwali się psychopaci, to gdzie są skutki ich rzekomych działań? Ludzie żyją średnio coraz dłużej i poprawia się jakość ich życia. Przynajmniej statystycznie. Natomiast ocieplanie się klimatu postępuje i przybiera na sile, a zachodzącym zmianom towarzyszy coraz więcej gwałtownych zjawisk pogodowych. Rzekome działania „rządu” muszą być więc bardzo mało skuteczne, skoro zupełnie nie widać ich efektów. Zamiast poszukać w podręcznikach fizyki i geografii, w jaki sposób wskutek wzmożonego ruchu lotniczego powstają smugi kondensacyjne, wygodniej jest jednak doszukiwać się rządowych spisków.

10. Jedzenie mięsa nie jest zgodne z ludzką naturą

Wegetarianie (ludzie unikający spożywania mięsa), a zwłaszcza weganie (wyznawcy ideologii powstrzymywania się od używania jakichkolwiek produktów pochodzenia zwierzęcego) propagują dziś coraz aktywniej i coraz głośniej swoje poglądy. Przekonywanie innych do weganizmu nosi wszelkie znamiona działalności misjonarskiej, prowadzonej z odwołaniami do emocji, a nie rzeczowych argumentów. W istocie bowiem tych ostatnich weganom brakuje.

To prawda, że człowiek nie jest typowym drapieżnikiem, bo w przeciwieństwie do zwierząt zjadających inne zwierzęta nie ma wyostrzonego węchu, brakuje mu potężnych kłów czy ostrych pazurów. Jednak prawdą jest także, że nasz gatunek nie jest przystosowany do roślinożerności! Nasze zęby są słabo przystosowane do miażdżenia twardych tkanek roślinnych i nie rosną ciągle jak u gryzoni, nie mamy jelita ślepego jak króliki ani wielokomorowego żołądka jak krowa. Mało to, nasz język rozpoznaje (jako przyjemny) specjalny smak umami, charakterystyczny dla mięsa i innych pokarmów zwierzęcych. Nie jesteśmy więc gatunkiem wyspecjalizowanym w spożywaniu jednego rodzaju pożywienia. Nasza dieta powinna być zrównoważona i zawierać zarówno pokarmy roślinne, jak i zwierzęce. Tak nas ukształtowała natura. Wszelkie próby zaprzeczania temu faktowi dowodzą tylko braku szkolnej wiedzy i ograniczonej zdolności logicznego myślenia.

Prawdą jest też, że zwiększenie udziału pokarmów roślinnych w naszej diecie byłoby korzystne dla środowiska naturalnego, jednak zapewnienie organizmowi wszystkich potrzebnych składników zwłaszcza przy diecie ściśle wegańskiej jest trudne, a w praktyce nawet niewykonalne. Dlatego wieloletni weganie często cierpią na zaburzenia wynikające z niedoborów różnych składników odżywczych. A w pewnych regionach Ziemi dieta wegańska bywa wręcz zabójcza. Na przykład byłaby ewidentnie szkodliwa dla Eskimosów, z uwagi na klimat zmuszonych konsumować pożywienie bogate w składniki energetyczne, a więc tłuszcze zwierzęce. Udowodniono też szkodliwy wpływ nienaturalnej, czysto roślinnej diety na rozwój fizyczny dzieci.

W linii rozwojowej prowadzącej do człowieka rozumnego doszło do zwiększenia zawartości białka zwierzęcego w diecie, co sprzyjało stałemu rozwojowi mózgu. Przez ostatnie kilka tysięcy lat z kolei zwiększyła się, zwłaszcza w Europie, liczba osób zdolnych w dorosłym życiu do trawienia laktozy – cukru zawartego w mleku. Jest to oczywiste, naturalne przystosowanie do spożywania pokarmów pochodzenia zwierzęcego. Wiadomo też, że do najbardziej długowiecznych należą narody, w których diecie ważny składnik stanowią ryby i inne zwierzęta morskie. Nieprawdziwy jest więc argument wegan uważających, że dzięki unikaniu pokarmów zwierzęcych żyją zdrowiej czy w zgodzie z naturą. Jest dokładnie odwrotnie. Rezygnując całkowicie z pokarmów zwierzęcych, dokonują gwałtu na naturze człowieka.

Funkcjonowanie przyrody polega na tym, że jeden organizm odżywia się kosztem drugiego, zabijanie jest zatem równie naturalne jak samo życie. Gdyby wegańscy aktywiści uważali na lekcjach biologii, wiedzieliby dziś, że żywe są nie tylko zwierzęta, ale także grzyby czy rośliny, więc tak czy inaczej chcąc przetrwać, zmuszeni jesteśmy odbierać życie innym organizmom. Z naukowego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia, czy odbieramy życie zwierzęciu, grzybowi czy roślinie. Twierdzenie, że weganie oszczędzają cierpień innym istotom żywym, podczas gdy ludzie stosujący dietę zgodną z naturą naszego gatunku to mordercy, jest oparte na braku szkolnej wiedzy, a do tego po prostu śmieszne i żałosne jednocześnie.

Kiedyś sądzono, że tylko ludzie zdolni są do odczuwania bólu, zatem bestialskie uśmiercanie zwierząt uważano za usprawiedliwione. Dziś wiemy już, że to nieprawda, że zwierzęta są przynajmniej w pewnym stopniu świadome i odczuwają ból tak samo jak my. Zdajemy sobie jednak także sprawę, że odczuwanie bólu nie jest bynajmniej ograniczone do zwierząt. Coraz więcej badań pokazuje, że ból odczuwają także rośliny.

Postawa wegetarian, mająca na celu zaoszczędzenie cierpień zabijanym zwierzętom, jest do jakiegoś stopnia zrozumiała, nawet jeśli w oczywisty sposób występuje przeciwko ludzkiej naturze, której elementem jest wszystkożerność. Zmniejszenie cierpień zwierząt powinno jednak skutkować poprawą warunków ich hodowli i unikaniem zadawania bólu, a nie całkowitym wykluczeniem spożycia mięsa. Punkt widzenia wegan odmawiających m.in. spożywania mleka i jego przetworów jest już oczywistym nonsensem. Ma więcej wspólnego z obłędem niż z racjonalnym wyborem. Potwierdza to postawa wielu wegan, którzy nie tylko starają się uzasadnić swoją dietę, używając odwołań do emocji, a nie rzeczowych argumentów, ale także oceniają postawę innych, którzy nie poddają się wegańskiej ideologii i zachowują racjonalne podejście do kwestii odżywiania się. A przy okazji ich obrażają i okazują publiczną pogardę dla przestrzegania przez nich diety naturalnej, odpowiedniej dla naszego gatunku.

Wybór takiego czy innego rodzaju diety jest oczywiście sprawą indywidualną i nie podlega ocenie tak długo, jak długo nie szkodzi, zwłaszcza innym osobom. Dieta wegańska może być szczególnie szkodliwa dla ludzi młodych, których rozwijające się organizmy nie otrzymują wszystkich potrzebnych składników we właściwych proporcjach. Rodzice zmuszający dzieci do nienaturalnej i niewłaściwej dla naszego gatunku wegańskiej diety ponoszą taką samą moralną odpowiedzialność, jak przeciwnicy szczepień ochronnych.

Kryteria, którymi kieruje się jednostka, dokonując wyborów, powinny być racjonalne. Wystarczy skorzystać z wiedzy zdobytej w szkole. Próby przekonywania innych do dokonania nieracjonalnego wyboru lub ocenianie tych, którzy nie poddają się presji fanatyków, są głęboko naganne i nie mogą być tolerowane.

11. Homoseksualizm to choroba, którą należy leczyć

Temat ten potraktujemy wyjątkowo obszernie, ponieważ wzbudza chyba najwięcej emocji ze wszystkich tu poruszonych.

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) „zdrowie jest stanem pełnego dobrego samopoczucia fizycznego, psychicznego i społecznego”, zaś choroba oznacza, że któryś z podanych warunków nie został spełniony. Zaproponowano też inną definicję, mówiącą, że „choroba jest takim stanem organizmu, kiedy to czuje się on źle, a owego złego samopoczucia nie można jednak powiązać z krótkotrwałym, przejściowym uwarunkowaniem psychologicznym lub bytowym, lecz z dolegliwościami wywołanymi przez zmiany strukturalne lub zmienioną czynność organizmu. Przez dolegliwości rozumiemy przy tym doznania, które są przejawem nieprawidłowych zmian struktury organizmu lub zaburzeń regulacji funkcji narządów”.

Czy osoba wykazująca nietypowy kierunek popędu płciowego doświadcza z tego powodu złego samopoczucia? Raczej nie. Zatem nie jest to osoba chora. Przyzna to każdy, kto dzięki przyswojeniu dostatecznej dawki szkolnej wiedzy osiągnął poziom intelektualny niezbędny do poprawnej oceny rzeczywistości. Jedynym problemem dla osoby o nietypowej orientacji może być brak akceptacji ze strony homofobów w społeczeństwie, które zupełnie nie dorosło do czasów III milenium i pod wieloma względami mentalnie tkwi w głębokim średniowieczu. Społeczna stygmatyzacja nie oznacza przy tym choroby stygmatyzowanego. Podobnie trudno byłoby uznać za chorego kogoś prześladowanego np. z powodu innego koloru skóry lub odmiennych niż sąsiad poglądów politycznych.

Jeżeli za zdrową uznamy tylko osobę odczuwającą popęd do osoby płci przeciwnej, bo tylko taki układ uznamy (bezpodstawnie) za zgodny z naturą, to w takim razie konsekwentnie musimy uznać za chorych i tych, którzy żyją w celibacie. Ba, taka ocena byłaby znacznie bardziej zasadna. Brak popędu oznacza bowiem zaburzenie działania organizmu, a świadome powstrzymywanie się od naturalnej potrzeby zaspokojenia popędu też jest zaburzeniem, tym razem psychicznym.

Przekonanie, że homoseksualizm jest chorobą, jest jednak kompletnie bezpodstawne i opiera się jedynie na złym nastawieniu i ignorancji, a nie na argumentach. Pewne szeroko rozpowszechnione systemy etyczne uznały bowiem, że homoseksualizm jest zły, cokolwiek to oznacza. A skoro jest zły, to znaczy, że jest chorobą. Niestety, tylko w wyobrażeniu osób niewykształconych i bezmyślnych fanatyków, którym daleko do ideału bezwarunkowego poszanowania każdego człowieka. Osoby homoseksualne nie są chore, a każdy kto tak uważa, jest po prostu zwykłym niekulturalnym głupcem i kołtunem, pozbawionym społecznej empatii. Traktowanie homoseksualisty jako osoby wymagającej leczenia (może jeszcze przymusowego) jest zaprzeczeniem kultury osobistej. Jeżeli ktokolwiek powinien być poddany kuracji, to tylko ten, kto odsyła do lekarza osobę o innych niż on nieszkodliwych upodobaniach seksualnych. Kuracja ta powinna polegać przede wszystkim na edukacji w zakresie kultury osobistej, której homofobowi najwyraźniej brakuje.

W dyskusji nad homoseksualizmem padają różne pozorne argumenty, które dowodzą tylko jednego: niezdolności argumentującego do myślenia logicznego i braku u niego elementarnej wiedzy. I umiejętność myślenia, i znajomość faktów wynosi się ze szkoły, o ile traktuje się ją jako czynnik korzystnie wpływający na rozwój, a nie tylko jako źródło rzekomo nieprzydatnej wiedzy.

Przeanalizujmy na przykład argument, że tolerowanie (sic!) homoseksualistów jest niewłaściwe, bo występują oni przeciwko naturze. Jest on śmieszny dla każdego człowieka wykształconego, choć może przemawia do klasycznych kołtunów. Okazuje się bowiem, że zachowania homoseksualne są w świecie zwierząt powszechne (wbrew temu, co głoszą święcie oburzeni homofobi).

I tak, w stadzie wilków rozmnaża się tylko jedna para zwierząt, pozostałe zadowalają się uprawianiem seksu z przedstawicielami tej samej płci. Takie same zachowania obserwujemy i u psów. Wśród pingwinów zdarzają się nie tylko pary homoseksualne, ale także przypadki adopcji przez nich potomstwa, które straciło biologicznych rodziców. Podobnie jest i wśród najbliższych krewnych człowieka. Szympans karłowaty, znany też pod nazwą bonobo (Pan paniscus), nie tylko nie unika stosunków homoseksualnych, ale nawet uprawia je częściej niż heteroseksualne. Bonobo jest jednym z nielicznych gatunków uprawiających miłość fizyczną dla przyjemności, a nie tylko w celu spłodzenia potomstwa, i właśnie ta okoliczność podtrzymuje częste zachowania homoseksualne.

Człowiek także uprawia seks dla przyjemności, a więc i zachowania homoseksualne powinny być wpisane w naszą naturę. I rzeczywiście, w niektórych kulturach były zjawiskiem normalnym i w pełni akceptowanym. Dotyczy to choćby starożytnej Grecji, gdzie istniał kult miłości między młodymi mężczyznami. Na przykład wieloletnim kochankiem Aleksandra Macedońskiego był jego współpracownik Hefajstion. Nie bez powodu także homoseksualne kobiety nazywamy dziś lesbijkami: nazwa ta pochodzi od największej greckiej poetki Safony z wyspy Lesbos, która swoje liryki miłosne kierowała ku dziewczętom.

Śmieszny jest też argument, że związek z osobą tej samej płci jest godny potępienia, bo taka para nie może wydać potomstwa. Po pierwsze związki międzyludzkie nie sprowadzają się tylko do seksu, są również oparte na więzi emocjonalnej, która w pewnych sytuacjach może odgrywać znacznie większą rolę niż życie intymne. Po drugie sama ludzka anatomia wskazuje, że przeznaczeniem pożycia seksualnego jest przede wszystkim dawanie i odczuwanie rozkoszy, a nie płodzenie potomstwa. Gdyby było inaczej, kobiety nie miałyby łechtaczki. Po trzecie osoby przytaczające taki argument udają, że nie wiedzą, że olbrzymia większość stosunków seksualnych u ludzi odbywa się z innych powodów niż prokreacja. Po prostu: seks na ogół nie służy do wydawania potomstwa! W wielu wypadkach zajście w ciążę będące skutkiem pożycia traktowane jest wręcz jako nieszczęśliwy wypadek, z którym z konieczności trzeba się pogodzić, a nie jako cel pożycia. Jeśli zatem pary różnopłciowe mają prawo do traktowania seksu jako rozrywki i wyłącznie jako rozrywki, to dlaczego miałoby to być zabronione osobom tej samej płci, o ile czują taką potrzebę? A jeżeli homoseksualizm jest chorobą, to czy każdy stosunek niezakończony zajściem w ciążę też jest przejawem choroby?

Homoseksualizm krytykowany jest również dlatego, że prowadzi do, mówiąc oględnie, niewłaściwego używania narządów płciowych partnerów. Ale przecież z identycznego powodu należałoby skrytykować i inne zachowania seksualne, jak na przykład powszechnie uprawiany przez niemal każdą parę seks oralny, jeszcze powszechniejsze rozmaite formy pettingu, pocałunki intymne, a może nawet flirt słowny. W końcu też pobudzają seksualnie, a odbywają się zupełnie inaczej niż „naturalny” stosunek seksualny.

Człowiek ma prawo krytykować postępowanie innych ludzi wówczas, gdy wyrządzają oni krzywdę komuś lub sobie. Dlatego słusznie piętnowane są takie czyny jak gwałt czy nakłanianie do współżycia osób niedojrzałych, nieprzygotowanych lub nie w pełni świadomych tego, czego się od nich żąda (np. dzieci). Z analogicznych powodów potępia się np. zoofilię, będącą formą gwałtu na innej istocie. Jednak potępianie związku dwojga ludzi, z których każde ma prawo decydować o sobie i każde świadomie podejmuje decyzję, by być ze sobą, jest niedopuszczalną formą ingerencji w sferę prywatną innych jednostek i nie powinno być tolerowane w normalnym, cywilizowanym społeczeństwie. Jeśli dwie osoby chcą dawać sobie nawzajem szczęście, nikogo przy tym nie krzywdząc, to jest to wyłącznie ich sprawa i nikomu nic do tego.

12. Nie ma wśród nas miejsca dla ludzi innego koloru skóry, innego wyznania lub języka

Ksenofobia, jakże pospolita w naszym społeczeństwie, jest podobnie jak homofobia rezultatem braków w wykształceniu i objawem aspołecznych postaw niegodnych człowieka cywilizowanego. Rzeczywiście zdarzało się w pierwotnych ludzkich społecznościach, że każda osoba nienależąca do plemienia była przepędzana lub zabijana. Powszechne były też napaści na obcych, czasem w celu ograbienia ich z posiadanych dóbr, czasem w celu uśmiercenia męskiej części ich grupy i zniewolenia części żeńskiej, czasem po prostu dla dania ujścia agresji lub frustracji. W czasach poprzedzających rozwój wielkich cywilizacji były to zjawiska powszechne.

Ksenofobi początku III milenium pozostali więc na takim samym poziomie mentalnym, jak ludzie jaskiniowi tysiące lat temu. Tymczasem jednak świat poszedł do przodu. Już przecież w II tysiącleciu przed naszą erą, a może i wcześniej, istniały społeczeństwa wielokulturowe, w którym ludziom nie przeszkadzały różnice w języku, kulturze czy religii. Tak było choćby w imperium Hetytów, tak było w czasach Aleksandra Macedońskiego, tak było wreszcie w Rzymie przed uznaniem chrześcijaństwa za religię państwową.

Ksenofob nie zdaje sobie też sprawy, że już dwa tysiące lat temu niektórzy zadawali pytanie, kogo należy traktować jak brata, i dowiadywali się, że zasługują na to wszyscy ludzie. Wielka szkoda, że wyznawcy rozpowszechnionej wśród nas religii zupełnie zapomnieli, że głosi ona miłość do każdego człowieka. Pewnie dlatego, że nie uważali na lekcjach historii w szkole.

13. Organizmy są niezmienne, a ewolucja to mit

Skutkiem niedoboru szkolnej wiedzy i niewykształcenia zdolności kojarzenia faktów i myślenia logicznego jest powielanie religijnych mitów o niezmienności żywych organizmów. Do tego często dochodzi kompletna nieznajomość istoty zmian ewolucyjnych, której często towarzyszy buta i arogancja zamiast wstydu z powodu ignorancji. Powielane są przy tym różne absurdalne mity, którym przypisuje się znaczenie istoty ewolucjonizmu, a potem usiłuje się je obalać, co oczywiście nie jest wcale trudne. Powszechne jest utożsamianie ewolucji biologicznej z teorią ewolucji, z problematyką pochodzenia życia, a nawet z Wielkim Wybuchem. Ostatnio antyewolucjoniści, którzy przespali lekcje biologii w szkole podstawowej, wymyślili sobie kolejny absurd: jeśli nawet ewolucja istnieje, to i tak nikt nie udowodnił prawdziwości darwinizmu.

Omówienie całości problemu nie jest możliwe w jednym z podpunktów artykułu omawiającego cele nauki szkolnej (ewolucję omawiają za to dokładniej inne teksty opublikowane na tej witrynie). Ograniczymy się więc tylko do wymienienia spraw najistotniejszych.

Otóż przede wszystkim ewolucja to całość dostosowawczych zmian cech grup organizmów w kolejnych pokoleniach. Nie ma nic wspólnego z rozwojem, wzrostem czy komplikacją budowy, oznacza jedynie podejmowanie prób coraz lepsze dostosowywania do środowiska. Nie dotyczy poszczególnych osobników, ale zmian całych grup zachodzących w kolejnych pokoleniach. Ewolucja jest faktem oczywistym, obserwowalnym i niepodlegającym dyskusji, tyle tylko, że zwykle postępuje zbyt wolno, by można ją było dostrzec bezpośrednio, choć znane są liczne wyjątki.

Jako fakt ewolucja nie wymaga żadnych „dowodów”, stąd wszelkie zarzuty, że ewolucji nikt nie udowodnił, są po prostu żenujące i dowodzą tylko braku wykształcenia i kompletnego niezrozumienia tematu. Sprowadzają dyskusję do poziomu, na którym przestaje być ona w ogóle możliwa. Zamiast prezentowania argumentów człowiek wykształcony może jedynie podzielić się swoją wiedzą z inną osobą. Tego rodzaju rozmowa nie jest jednak dyskusją. Jest przekazywaniem wiedzy, nauczaniem.

Wbrew krążącym w pewnych środowiskach mitom o ewolucji każdy słyszał i każdy zetknął się z jej przejawami. W wypadku naszego gatunku ewolucja w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat polegała między innymi na zwiększeniu udziału procentowego ludzi (głównie Europejczyków), którzy w dorosłym życiu zachowali zdolność trawienia laktozy, dzięki czemu mogą odżywiać się mlekiem i jego przetworami. W wypadku bakterii świetnie znanym, oczywistym przejawem ewolucji jest uzyskiwanie przez te mikroskopijne istoty odporności na kolejne wymyślane przez ludzi antybiotyki. Jeszcze sto lat temu zwykła penicylina okazywała się bardzo skuteczna w leczeniu różnych chorób, dziś jej działanie jest bardzo ograniczone – drobnoustroje nauczyły się żyć w jej obecności. Zawdzięczają to dziedzicznej zmianie w swoim materiale genetycznym, i właśnie taka zmiana jest przejawem ich ewolucji. To są fakty, którym nie sposób zaprzeczyć, i których nie potrzeba udowadniać. Ewolucja może być więc mitem tylko w opinii osób, którym brakuje elementarnej wiedzy.



Jest całkowicie inną sprawą, że przyczyny zmian, ich przebieg i prawidłowości tegoż przebiegu opisuje stosowna teoria, właśnie zwana (niewłaściwie) teorią ewolucji tudzież (o wiele poprawniej) ewolucjonizmem.

Odsyłam do fachowej literatury zajmującej się tematem przed ponownymi próbami szerzenia absurdów.

14. Człowiek nie pochodzi od małpy

Ma wspólnych przodków

15. Dawno temu na świecie żyli giganci

16. Dawno temu na świecie miał miejsce ogólnoświatowy potop

17. Dawno temu na świecie istniały Atlantyda, Mu, Lemuria, później zatopione przez morze

18. Ludzie żyli już w czasach dinozaurów

19. Pierwsze cywilizacje kwitły na Ziemi już setki milionów lat temu

20. Ludzie są produktem genetycznych manipulacji kosmitów

W “Progress in Biophysics and Molecular Biology” opublikowano pracę naukową, w której postawiono tezę, że ośmiornice są tak złożone, że ich pochodzenie można wytłumaczyć jedynie życiem pozaziemskim. Czy w tych niedorzecznych twierdzeniach jest choć ziarnko prawdy?

W artykule pojawiły się opinie 33 badaczy (ani jednego zoologa), w tym brytyjskiego matematyka, fizyka i astronoma, Chandra Wickramasinghe. Jest on zwolennikiem ukierunkowanej panspermii, czyli teorii, zgodnie z którą życie na naszej planecie wykluło się z obcych nasion pozostawionych na Ziemi. Uczeni próbowali w przeszłości to udowodnić, ale bez powodzenia.

To nie powstrzymało Brytyjczyka od napisania najnowszego artykułu, w którym pyta, czy kambryjska eksplozja życia miała pochodzenie „ziemskie czy kosmiczne”. Eksplozja kambryjska miała miejsce 500 mln lat temu, kiedy na Ziemi zaczęły pojawiać się skomplikowane zwierzęta. Naukowcy nie mają pewności dlaczego tak się stało, ale mało prawdopodobne jest, by maczały w tym palce kosmici.

Zespół Wickramasinghe'a twierdzi, że eksplozja kambryjska została zainicjowana przez przybycie drobnoustrojów z kosmosu, a dywersyfikacja kończy się wraz z ewolucją ośmiornicy.

„Genom ośmiornicy wykazuje oszałamiający poziom złożoności. Tak duży mózg i oczy przypominające kamerę pojawiają się nagle na scenie ewolucyjnej. Ewolucja od kałamarnicy do ośmiornicy jest zgodna z zestawem genów wprowadzonych przez wirusy pozaziemskie” - czytamy w artykule.

Jest jeszcze jedna opcja - kałamarnice mogły przybyć na Ziemię na pokładzie komet. Oznaczałoby to, że to właśnie te zwierzęta we własnej osobie są kosmitami.

„Możliwość przybycia zamrożonej kałamarnicy lub jaj ośmiornicy w lodowych bolidach kilkaset milionów lat temu, nie powinna być wykluczona” - można przeczytać w artykule.

Zoolodzy stanowczo odcinają się od tego typu spekulacji. Nie, ośmiornice nie są kosmitami.

Czytaj więcej na http://nt.interia.pl/raporty/raport-zagadki-przyrody/strona-glowna/news-kontrowersyjna-teoria-osmiornice-pochodza-z-kosmosu,parametr,polecamy,nId,2582090#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

21. Kosmici byli współtwórcami pierwszych ludzkich cywilizacji

22. Kosmici są wśród nas

23. Przed tysiącami lat istniała Wielka Lechia, starożytne polskie państwo

Turbolechici lub Turbosłowianie

24. Polacy od zawsze zamieszkują tereny między Wisłą a Odrą

Autochtoniści,

25. Religia i nauka nie są sprzeczne

metoda naukowa

Nauka lepszym sposobem do poznania i opisania rzeczywistości niż religia

Nauka ma do to do siebie, że kopie religie po zębach za każdym razem, gdy jakiś nowo odkryty naukowy fakt zaprzecza zawartym w świętych księgach mitom (ot darwinowska teoria doboru naturalnego, tak znienawidzona przez większość protestantów). Więc fajnie by było, gdyby jednak ludzie przestali wierzyć opowieściom spisanym przez uczniów kilku pasterzy i rzemieślników z Bliskiego Wschodu, a zaczęli ufać ekspertom, którzy poświęcają całe swoje życie, aby lepiej opisać otaczającą nas rzeczywistość. Abstrahując, że znakomita większość osób negujących odkrycia naukowe to ludzie głęboko religijni.

Wiara w bóstwa jest w samej w swej naturze nienaukowa i zakłada przyjmowanie pewnych dogmatów bez możliwości empirycznej ich weryfikacji. Wiara w to, że odrzucenie krytycznego myślenia i polegania na obserwowalnych dowodach i faktach nie wpływa w żaden sposób na inne poglądy jednostki jest w najlepszym razie mocno naiwna. Btw, nic tak nie umacnia myślenia plemiennego i podziałów społecznych jak religia. Niedowiarkom polecam odwiedzić Palestynę.

„Nauka i religia nie są sprzeczne” - to zdanie jest kłamstwem na tak wielu poziomach, że aż szkoda mi czasu na tę dyskusję. Przeczytaj którąkolwiek ze świetych ksiąg religii Abrahama, a gdy już dowiesz się co tak naprawdę głoszą konkretne religie, możemy porozmawiać o tym czy są sprzeczne z nauką czy nie. Btw, większość współczesnych ludzi nauki to laicy, a większość duchownych to mizoginiczni, homofobiczni bigoci i hipokryci, hamujący postęp cywilizacyjny ludzkości gwoli utrzymania swojego ekonomicznego i politycznego kapitału.

Przecież to religia walczy z nauką, a nie na odwrót.

Sądzę że dawanie rzeczy pod mikroskop i poznawanie jak one działają daje lepszy obraz tego co jest naprawdę niż mit stworzenia świata w 6 dni, upraszczając. Religia (chrześcijańska w tym wypadku) oferuje nam wiedzę sprzed 2000 lat i jest ona trochę nie na czasie.

Osobiście nie przyjmuję podejścia Kanta że wszyscy nosimy różowe okulary i przez nie widzimy rzeczywistość.

Brakuje nam zmysłów by widzieć np. w ultrafiolecie ale mamy technologię która pozwala nam dogłębniej poznać rzeczywistość i nie musimy polegać tylko na naszych zmysłach.

Prawdziwy obraz czyli coś opartego na eksperymentach i nauce a nie wierze w rzeczy których istnienie nie mamy możliwości udowodnić i nie mamy pewności że mają wpływ na rzeczywistość.

strona główna witryny